Portishead
Pomysł na napisanie tego tematu przyszedł do mnie dość spontanicznie, ponieważ udało mi się właśnie dorwać ich koncert z Nowego Jorku w Roseland Ballroom w wersji audiowizualnej, co wywołało we mnie dość silną nostalgię za czasami, kiedy to ich odkrywałam i zaczynałam swoją przygodę z trip-hopem.
Dla tych, co mogą nie wiedzieć [a myślę, że będzie to bardzo nieliczne grono] kim są Portishead, krótka notka.
Portishead to zespół stworzony w 1991 roku przez Geoffa Barrowa [klawiszowca i multiinstrumentalistę] oraz Beth Gibbons - charyzmatyczną w swej acharyzmatyczności wokalistkę. Nazwę wzięli od miejscowości, w której dorastał Barrow [która nota benę leży blisko Bristolu, z którego wywodzą się Tricky i Massive Attack]. Przy okazji wymieniania członków zespołu, nie można zapomnieć o Adrianie Utley'u - gitarzyście - który w bardzo dużym stopniu przyczynił się do niepowtarzalnego brzmienia Portishead.
Muzycy zaczęli od wydania w 1994r. krótkiego filmu pt. To Kill A Dead Man, w którym sami zagrali i nagrali muzykę. Miał on niejako zaprezentować muzykę zespołu i jej klimat.
A oto i on:
Portishead - To Kill A Dead Man
Również w roku 1994 wydali swój debiutancki album Dummy,
z niezapomnianym singlem Glory Box:
Portishead - Glory Box
Ten album zmienił moje życie na zawsze. To było coś idealnego, coś, czego potrzebowałam, co miesiącami nie było wyjmowane z odtwarzacza, puszczane w kółko, bez wytchnienia... [nawet mojej mamie się spodobało ;)]
Nie o to chodzi. Koniec lat 90 był magiczny... Ale nie o tym....
Rok 1997 przyniósł self-titled album Portishead.
Może pamiętacie ten schizujący teledysk i utwór All Mine... jakość jak z wielokrotnie odtwarzanej taśmy VHS, boska gra basu, perkusji, instrumentów dętych oraz smyczków... no i ta napawająca niepokojem dziewczynka...
Portishead - All Mine
Nie mogłam tu nie wspomnieć o moim ukochanym Over...
No i wreszcie rzecz, która mnie popchnęła do napisania tego posta. Album, czy też raczej koncert Roseland NYC Live nagrany w roku 1997, wydany w 1998.
Pamiętam, miałam z 15, czy 16 lat, istniał jeszcze wtedy ten zacny program Viva Zwei i czasem lubili puszczać naprawdę dobre rzeczy... Udało mi się nagrać materiał z tego koncertu, przeplatany wywiadem z Geoffem Barrowem.
Tak czy inaczej... Rozpisałam się na temat zespołu, moim zamysłem było raczej pisać, co we mnie wywołał, wyszło jak wyszło...
Wiem jedno, ten zespół zmienił moje postrzeganie muzyki, życia i był czynnikiem niejako warunkującym moje obecne preferencje muzyczne. Napisałam ten temat trochę w charakterze hołdu dla tego świetnego zespołu, jak również chciałam poznać Waszą opinię na jego temat i może macie doświadczenia zbliżone do moich.
Cały czas z niecierpliwością oczekuję na ten od lat obiecywany trzeci album... Będzie co będzie, ale trzymam kciuki i jestem ciekawa co przyniesie im XXI wiek.
A tymczasem oddaję pokłon w kierunku królów trip-hopu i czekam na Wasze opinie i doświadczenia :)
Linki:
Offline
No tak, klasyk... A ja pamiętam recenzję w "Tylko Rocku" - atakującą Beth za głos Myszki Miki.. Hehe, dobrze jednak, że chciałam sama się przekonać jak to "coś" brzmi :) (a w czasach, kiedy nie było tak powszechnego dostępu do sieci - "Tylko Rock" był moim jedynym muzycznym informatorem i dzięki ich recenzjom kupowałam w ciemno mnóstwo świetnych albumów). Fajny post aha, taka miła sentymentalna podróż. Prawie do "źródeł" - bo w moim przypadku, gdyby nie Portishead i DJ Shadow, pewnie nie zainteresowałabym się nigdy elektroniczną stroną muzyki.
Offline
A poropos doswiadczen, mam podobne i rownie silne.
Sluchalem tego na okraglo przez 3/4 lata w latach 90.
Bardzo nacechowana emocjonalnie muzyka, miala na mnie niebywaly wplyw. W pewnym sesie mnie uksztaltowala..
Szkoda ze od 10 lat nic o nich nie slychac..
Offline