Czekam z niecierpliwością na Inland Empire i pomyślałam, że założenie tego tematu, to dobry pretekst, żebym mogła napisać o Lynchu ;) David Lynch to chyba moja pierwsza filmowa fascynacja. Wszystko zaczęło się od Twin Peaks. Byłam bardzo mała, gdy telewizja polska emitowała ten serial. W zasadzie niewiele z tego rozumiałam, ale do dziś pamiętam ten przedziwny klimat. Niezrozumiały i niebezpieczny świat, który wciąga i mami. Świat którego się boisz, ale to ekscytujący strach.



Po drugie Gus Van Sant. On jest bardziej od opowiadania historii, niż od klimatu, choć braku tego drugiego nie można mu zarzucić. To u niego Nicole Kidman zagrała swoją życiową rolę (To Die For), a nie w Godzinach. A Keanu Reeves, zanim znalazł się w Matriksie, wystąpił w fenomenalnym My Own Private Idaho. Narkotyczne kino drogi. Poza tym podoba mi się jego ostatnia "trylogia śmierci": Gerry, Elephant, Last Days. Mało słów, a widz jest w zasadzie obserwatorem, tak jak i sam Van Sant. Nie łykam jedynie Buntownika z Wyboru, ale to chyba dlatego, że duet Affleck/Damon generalnie do mnie nie przemawia.



Po trzecie Jane Campion. Kobieta, która robi filmy o kobietach. To w zasadzie wciąż rzadkość. Kobiety na ekranie, można oglądać widziane oczami mężczyzn. Kobiece spojrzenie jest inne. W Fortepianie ujmuje. Dramat, miłość i piękna muzyka. W Holy Smoke, to spojrzenie jest niepokojące. Fascynacja, szaleństwo i niebezpieczna gra. Ale moim ulubionym filmem pozostaje Anioł Przy Moim Stole. To film magiczny. Scenariusz powstał na podstawie powieści Janet Frame. Samotność, wielka wrażliwość i empatia, wielki talent. Czekam na więcej.



A o aktorach później, bo muszę sobie uporządkować ;)